
Tak, jak gdyby nas nigdy nie było
Pamięci Nocy Kryształowej
Na Śląsku i w innych dzielnicach w Polsce przyjęto Żydów, którzy opuszczali Europę południowo-zachodnią, uciekając przed prześladowaniami na przełomie XII/XIII wieku. Głównym powodem tych wędrówek były pogromy, które wybuchały cyklicznie i powiązane były w owym czasie m.in. z chrześcijańskimi wyprawami krzyżowymi. We Wrocławiu zachowała się stela nagrobna Dawida, syna Sar Szaloma, z 1203 r.
Pierwszy przywilej dla ludności żydowskiej w Polsce wydał książę kaliski Bolesław Pobożny, który w roku 1264 zagwarantował im status ludzi wolnych, podległych bezpośrednio władzy książęcej i zabezpieczonych przed samowolą chrześcijańskich sąsiadów.
Przez kolejne stulecia różnie bywało z ochroną Żydów przed samowolą chrześcijan. Dotyczyło to całej Europy, zarówno Niemiec, jak i Polski. Diaspory żydowskie miały w poszczególnych krajach zróżnicowany charakter, część obywateli pochodzenia żydowskiego asymilowała się z większością narodową danego kraju, część zachowywała swoją wiarę i obyczaje. Pogromy nie ustawały, zdarzały się, niestety, nierzadko.
Wiek XX przyniósł falę antysemityzmu o nieznanej do tej pory skali. Nasilenie nastąpiło w latach 30. ubiegłego wieku. Dojście Hitlera do władzy w Niemczech, atmosfera narastającego faszyzmu, prześladowania i szykany, wprowadzenie ustaw norymberskich powodowały rosnące z roku na rok w Niemczech napięcie i zagrożenie dla Żydów.
Ze szczególną siłą i nienawiścią antysemityzm ujawnił się w nocy z 9 na 10 listopada 1939 r. Była to noc pogromów, zwana też nocą kryształową od szkła zalegającego ulice z wybitych witryn sklepowych, kryształów i luster wyrzucanych z mieszkań żydowskich. Wydarzenia tej nocy, które przeprowadzili faszystowscy niemieccy bojówkarze na terenie całego kraju, pokazały nastroje społeczne ówczesnych Niemców. Ta noc symbolicznie rozpoczęła tragiczny, można powiedzieć ostatni, rozdział historii Żydów europejskich.
9 listopada 1938 r. w Niemczech płonęły synagogi, wybijano szyby w sklepach, bito i maltretowano rodziny, nie oszczędzając ani kobiet, ani dzieci, ani ich dobytku.
Również w Polsce w drugiej połowie lat 30. atmosfera się zagęszczała. W latach 1935–1937 na uczelniach wprowadzono getto ławkowe. Studenci pochodzenia żydowskiego, obywatele polscy, nie mieli prawa siedzieć obok „prawdziwych” Polaków w tych samych ławkach. Te hańbiące stan akademicki decyzje na zawsze pozostaną „czarną” kartą w historii co poniektórych Alma Mater. A to tylko jeden z przykładów.
Z dzisiejszej perspektywy możemy powiedzieć, że wszystko to było dopiero przedsionkiem piekła – zbrodniczego planu, który opracowali „inżynierowie” rasistowskiej teorii w III Rzeszy dot. Żydów. Wybuch II wojny światowej oznaczał początek planowej eksterminacji obywateli pochodzenia żydowskiego w wielu krajach.
Już 21 września 1939 r. Reinhard Heydrich wysłał do dowódców grup operacyjnych telefonogram, mówiący o konieczności koncentracji Żydów na zajętych przez Wehrmacht terenach w Polsce. Możemy ten fakt potraktować jako decyzję o tworzeniu w polskich miastach gett, czyli zamkniętych dzielnic żydowskich, odgrodzonych murem od pozostałych części miasta.
Do tych dzielnic zwożono pod przymusem Żydów z różnych miejscowości w Polsce i innych, stopniowo zajmowanych przez Niemców, krajów. Wydano specjalne zarządzenia, rozpoczęły się szykany, prześladowania, mordy – a na końcu deportacje do obozów zagłady. Uruchomiono piekielną maszynę śmierci, której nikt w dziejach ludzkości na taką skalę przedtem nie opracował, przestawiono działalność różnych obszarów logistycznych i przemysłowych na potrzeby fabryk śmierci, a więc Deutsche Reichsbahn, niemieckie fabryki chemiczne produkujące trucizny używane w komorach gazowych, producenci pieców do krematoriów, produkcja baraków obozowych itd.
Trudno współczesnemu człowiekowi, który trafia do muzeum lub bierze do ręki dokumenty, książkę lub ogląda zdjęcia, zrozumieć, wyobrazić sobie ogrom i bezduszną perfekcję tego szatańskiego planu. A ten plan działał. I tak kolej dowoziła miliony ludzi do fabryk śmierci, „zwykłe” fabryki produkowały narzędzia mordu, ktoś na tym zarabiał, a inni znikali z powierzchni ziemi, zostawiając po sobie prochy, później gdzieś rozsypywane.
Ten rocznicowy historyczny spacer ukazujący rozmiar, a właściwie bezmiar tragedii Żydów, nie jest niestety tylko przeszłością i elementem procesu upamiętniania. Nadal wśród nas żyją ludzie, którzy bez wahania napiszą na murze „Żydzi do gazu”. Często myślimy, że są niewarci naszej uwagi, że są bezmyślni, że nie są niebezpieczni. Ja uważam inaczej! Oni są niebezpieczni!
autor: Kinga Hartmann-Wóycicka
źródło zdjęcia: zgorzelec.info